Od kilku dni zbierałam się aby pokazać te marne kilkadziesiąt krzyżyków które udało mi się zrobić na kalendarzowym hafcie. Niestety ciagle coś wypadało. A te kilka cieplutkich dni wykorzystałyśmy z Nickusią na wspólne spacerowanie.
Mała rozgadała się na dobre powtarza każde słowo bez wyjatku a więkoszość z nich doskonale rozumie. Zdążyła też popisać zeszyty moich domowych uczniów, powyrywać kartki lektury Kuby (ku jego ogromnej uciesze!) zrobić hieroglify na ścianach, zrobić autografy na moich firmowych dokumentach, namalować obrazek na pierwszej stronie zeszytu do przyrody klasa 6 oraz koniecznie potwierdzić swoim skromnym podpisem uwagę w zeszycie Oli. Moje ciagłe braki czasu i roztargnienie dziś siegnęły zenitu kiedy potwierdziła się niezbyt przyjemna dla mnie diagnoza. Ostatnie dni kiedy czekałam na potwierdzenie , że konieczna będzie operacja były okropne. Dziś wiem , że czeka mnie kolejna już w moim życiu a na dodatek wcale nie wiadomo czy pomoże. I napewno daleko od domu. Muszę mieć wszczepiony implant do ucha bo od kilku miesięcy tracę słuch. Jeśli operacja wogóle pomoże to tylko na jakiś czas, nie wiadomo kiedy i czy choroba zaatakuje zdrowe ucho.Nie da się tego leczyć farmakologicznie ani nawet opóźnić .Nie dość że od blisko 8 lat cierpię na zaburzenia błędnika -muszę unikać wszystkiego co się rusza -żadne tańce,światła, zabawy na weselach, kino ,a nawet wieczorne spacery po zmroku, czy wesołe miasteczka etc. to jeszcze to. Wszystko to na samą myśl wzmaga u mnie zawroty głowy. Teraz jestem przerażona co mnie czeka, boję się a jednocześnie wiem że nie mam wyjścia.Muszę spróbować. Mam dopiero 35 lat . Najchętniej schowałabym się pod łóżko i zapomniała o wszystkim. Może o blogu też!?
Tak tak kuchni nienawidzę, najchętniej przerobiłabym ją na pokój -byłoby wiecej pożytku. Ale dziś Oleńka namówiła mnie na coś słodkiego. Zrobiłyśmy moje ulubione ciacha, które generalnie jadam tylko na wielkich uroczystościach. Z komunii mojego syna mało co pamietam,tak byłam przejęta,ale smak orzeszków... mniam chyba do końca życia zapamiętam. Tak więc postanowiłam, przygotowałam i ... wyszło:Nie przypuszczałam , że kiedyś się odważę . Wiadomo cudo to to nie jest -w moim wydaniu nie może być , ale w smaku pycha. Sporo pomagała mi Oleńka a teraz całość leżakuje w lodówce czekając na niedzielę.a dla chętnych przepis:ciasto:20dag mąki14dag masła10dag zmielonych orzechów włoskich10dag cukru pudrucałość wyrobić na jednolitą masę, wycinać malutkie krążki i wylepiać foremki o kształcie orzeszków, piec w temp.200 stopnimasa:10dag masła12dag zmielonych orzechów wloskichżółtko12dag cukru pudru2 łyżki spirytusułyżka kakaomase utrzeć , zlepiać po dwa ciasteczka posypać cukrem (lub jak ja zamoczyłam połowę w polewie czekoladowej)kiedyś był straszny problem z foremkami ale obecnie foremki można kupić na allegro lub (udało mi się ) w sieci Leclearc
Niestety ostatnio znów totalnie brak mi czasu na cokolwiek, mam zaległości chociaż chęci wielkie.Początek roku szkolnego oznacza jeszcze wiecej obowiązków,a w pracy ciagle nadmiar do zrobienia. Ale udało mi się urwać jeden wieczór i powstała taka mała zakładka pergamano dla pewnej dziewczynki. Mam nadzieję , że spodoba się nowej właścicielce.
powstała na tęczowej kalce , a na niej jeszcze resztki lata które kocham